piątek, 27 kwietnia 2012

Praca wre!

Dzisiaj krótko. Delikatny przedsmak tego z czym się aktualnie zmagam. Rany już się nie mogę doczekać efektu końcowego! Niestety skończył mi się papier ścierny więc czeka mnie wyprawa do marketu, a tak chciałam skończyć czyszczenie do wieczora :( Cóż, przyjemności dobrze jest przeciągać :) Niestety czasu wolnego będę miała teraz pod dostatkiem, zmienił mi się system pracy: od poniedziałku do piątku, weekendy wolne. Niby brzmi fajne, ale automatycznie zarobki spadają i to drastycznie. Nic tylko usiąść i płakać.. 
Ale nie ma co się załamywać, moje belki są piękne, słońce mocno grzeje, drzewa kwitną. Aż chce się żyć! Chyba trzmiele założyły gniazdo gdzieś blisko, już 3 dzisiaj wyganiałam z pokoju.



Kilka dni temu pojawił się wysyp po drożdżach, dość duże opóźnienie miał, ale dopadł i mnie. Trzeba zacisnąć zęby i przetrzymać. Widzę że warto pić drożdże, może na długości włosów tego tak nie widać, ale pojawiło mi się mnóstwo tzw 'baby hair', w sumie to nie chce mieć gęstszych włosów, ale może te będą bardziej odżywione. Czas pokaże.

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Hyper-Ballad

Staram się jak najbardziej mogę aby mój pokój stał się wreszcie moim wymarzonym, taką moją oazą w którym znajdę ukojenie przed całym tym syfem w okół. Nie jest ani trochę dobrze, w żadnym aspekcie mojego życia, a więc trzeba znaleźć sposób aby ukoić nerwy.

U babci stała stara maszyna Singer, babcia co prawda trzymała na niej kwiatki, ale ja postanowiłam z niej zrobić toaletkę. Po wykonaniu jej stwierdziłam że bardziej się nadaje jako stoliczek pod laptopa :)
Maszynę pomalowałam na czarno, zaś blat zrobiłam z dwóch desek, oczyszczonych i pomalowanych białą bejcą. Wszystko było ładnie, ale bardzo mi przeszkadzało krzesło którego używałam do siedzenia przed moją maszyną, postanowiłam więc nadać mu bardziej romantycznego wyglądu i ciemno zielone siedzisko obiłam w kolorowy materiał.


Następną rzeczą jaką zrobiłam jest półeczka, którą umieściłam na rurze od grzejnika przy łóżku. Zawsze bardzo mnie irytowała ta rura, a teraz przynajmniej mam miejsce na kilka ozdóbek i telefon ;)
Jak w przypadku maszyny deskę oczyściłam i pokryłam białą bejcą. W obydwu przypadkach deski pokryłam trzema warstwami bejcy.






Wciąż nie mam zdjęcia aby wstawić w pustą ramkę :( Ramka jest prze cudowna, kupiłam ją w Pepco za 14 zł! SZOK! W Pepco jest ostatnio bardzo dużo rzeczy w stylu shabby chic, polecam odwiedzić ten sklep wszystkim fanką tego trendu, naprawdę niesamowite rzeczy można tam znaleźć.

Przy okazji: polecam również stronkę http://pixlr.com/o-matic/, użyłam jej do obrobienia tych zdjęć, można się tam super pobawić ze zdjęciami :)

A na koniec raport drożdżowy:


Mikstura idealna!
1 banan
1 kiwi
pół jabłka

Wszystko pięknie rozcieramy, albo widelcem, przez tarło lub blenderem, dodajemy do ostudzonych drożdży (rozpuszczonych w niewielkiej ilości wody), dosładzamy do smaku wg uznania i gotowe! Wychodzi z tego dość gęsta papka, jak gerberek dla dzieci, jednak dzięki owocom kompletnie zabijamy smak i zapach drożdży. Pyszna bomba witaminowa :) Idealna na podwieczorek lub drugie śniadanie, bardzo sycące. 

A tak na koniec najwspanialsza na świecie:

niedziela, 22 kwietnia 2012

Demakijaż- ważna sprawa!

Zawsze staram się jak najwięcej czytać zanim zdecyduje się na zakup jakiegoś kosmetyku, tym bardziej jeśli jego cena jest dość wysoka. Tak też było w tym przypadku. Czytałam Wasze opinie na temat płynów micelarnych i skuszona dobrymi opiniami postanowiłam poszukać jednego dla siebie. Znowu pokierowałam się dobrymi opiniami i mój wybór padł na La Roche-Posay.


Bardzo się podekscytowałam kiedy dotarła do mnie paczuszka z płynem. Jeśli chodzi o opakowanie to jest to duża butla z wygodną pompką. Płyn pachnie bardzo delikatnie, przyjemnie, konsystencje ma jak zwykła woda. Zabrałam się więc do próbowania jego właściwości. Jakież było moje rozczarowanie kiedy po namoczeniu wacika i przetarciu oka nawet delikatne cienie do powiek nie chciały się zmyć. Naczytałam się dużo o właściwościach miceli w demakijażu, ale kompletnie nie widzę sensu w tarciu mocno oka jakimiś pięcioma wacikami aby wreszcie w pełni zmyć makijaż! Nie dość że oko strasznie się przy tym męczy, wyrywam sobie rzęsy, to jeszcze ilość zużytych wacików! Nie rozumiem skąd to podekscytowanie i zachwyty micelami. Może mój jest po prostu jakiś felerny, ale nigdy już nie skuszę się na zakup żadnego micela!
Żałuje też, że zakupiłam tak duże opakowanie, chyba przez rok będę starała się go zużyć. Jednak porównując ceny trafiłam na wielką okazje, za 400 ml produktu zapłaciłam 44 zł + wysyłka.
Jedyne zastosowanie jakie widzę w płynie micelarnym to korekty podczas wykonywania makijażu, jestem okropną fajtłapą jeśli chodzi o make up, więc zawsze albo posypie mi się cień na pół twarzy, albo upaćkam cały nos tuszem do rzęs. Wtedy punktowo mogę zmyć twarz micelem, co i tak pochłania moje nerwy.

Jeśli chodzi o demakijaż zostałam zmuszona szukać dalej środka idealnego i wreszcie, po licznych próbach, udało mi się taki znaleźć :) OCM!
Wiele z Was stosuje tą metodę i jest z niej zadowolona. Najbardziej podoba mi się w niej to, że każdy tworzy swoją własną miksturę dostosowaną do swoich indywidualnych potrzeb :) Po OCM naprawdę czuję, że moja skóra jest idealnie oczyszczona a przy tym odżywiona! Demakijaż nabrał innego znaczenia :)
Metody oczyszczania są różne, ja jestem zwolennikiem ściereczki z mikrofibry. A jeśli chodzi o skład to mój wygląda następująco:

30%- olej rycynowy
10%- olejek z Alterry awokado i granat
35%- olej arganowy
20%- olej z rokitnika
 5%- olejek z pestek grejpfruta

Wszystkich zachęcam do obejrzenia filmiku instruktażowego (w wykonaniu MissHeledore) jak wykonywać OCM, widać tutaj jak łatwa i skuteczna jest ta metoda :) MissHeledore wszystko pięknie nam wyjaśnia, od teorii,. poprzez wykonanie mieszanki i na końcu pokazuje jak użyć. Polecam każdej dziewczynie która chce zacząć stosować tą metodę!




A tak btw: kwiecień tego roku to taki destrukcyjny miesiąc..

sobota, 14 kwietnia 2012

My lovely ones

Przepraszam, czy ja mówiłam że lubię smak drożdży? Chyba miałam chwilowe zaćmienie.. Drożdże które podjadałam zawsze 'na surowo' mają się nijak do napoju ze sparzonych drożdży. Rany jakież to jest okropne! Próbowałam same, z kakaem, z cukrem, a dzisiaj z bananem, i stwierdzam, że wersja bananowa jest najbardziej zdatna do spożycia. Piję po pół paczki na dzień. Wysypu na razie nie zaobserwowałam, a wręcz przeciwnie- trądzik się ładnie goi. Jestem szczęśliwa, ale nie zapeszajmy!

Z innej beczki, dziś chwale się moimi psinkami:

Kubek- przygarnięty jako szczeniaczek z fundacji ProAnimals, urzekły mnie jego łyse kółka wokół oczu, jak się okazało była to zasługa świerzba, mamy to jednak za sobą

Kuro- znaleziony jako szczeniak na śmietniku u nas na wsi, pobity, chory, całe ciało w kleszczach, wyrzucony z auta

 Misza- znaleziona na łąkach, również wyrzucona, dużo się namęczyliśmy żeby doprowadzić jej zdrowie do porządku

Dzisiaj znowu czekała mnie wizyta u weta, wyczułam u Miszy na wysokości kręgosłupa dość dużą grudkę zaraz pod skórą, Pani Doktor powiedziała, że to prawdopodobnie tłuszczak, póki co obserwuje jego rozwój- tzn mam nadzieje, że nie urośnie już bardziej i Miszka nie będzie musiała mieć żadnej operacji.

wtorek, 10 kwietnia 2012

Czas drożdże pić!


Od dłuższego czasu starałam się zebrać w sobie i zacząć pić drożdże. Marze o tym, aby moje włosy znowu były do pasa. Dojrzałam na blogu Anweny reaktywacje akcji 'Włosy rosną jak na drożdżach' i postanowiłam się przyłączyć. Jak to mówią, w kupie raźniej. Pisząc tego posta popijam mój pierwszy kubeczek drożdży. Dobrze, że ich smak mi kompletnie nie przeszkadza :)


Zdjęcie robione dzisiaj, żeby później łatwiej było pokazać efekty drożdży. Jako że mam włosy kręcone postanowiłam zmierzyć długość moich włosów na jednym pasemku kontrolnym, które jest naturalnie proste :P I.. załamałam się, mam tylko 38 cm włosów! Trzeba będzie wprowadzić terapie ekstremalną, i tylko przez pierwszy tydzień będę pić 1/4 drożdży, później już po paczce. 
Patrząc na moje problemy trądzikowe strasznie boję się wysypu :( 
Ale przetrwam chodź by nie wiem co!

Jak już przy włosach jestem, to rozwinę ten temat. Chodzi mi konkretnie o czesanie włosów. Każda dbająca o włosy dziewczyna wie, że włosów nie można czesać byle czy. Ja bardzo długo szukałam czesadła idealnego, jednak żaden grzebień ani szczotka nie spełniała moich oczekiwań. Spędziłam kilka godzin czytając blogi, wizaże, fora, szukałam Waszych rad na temat czesania kręconych włosów. Większość była za grzebieniem z szeroko rozstawionymi zębami. No niech będzie, kupiłam grzebień, po umyciu włosów wzięłam się za rozczesywanie... i grzebień został we włosach. Tragedia! Po wielkiej męczarni, szlochaniu i przekleństwach, włosy rozczesałam. Pierwszy i ostatni raz. Wróciłam do mojej małej szczotki z drewnianymi bolcami. Czesanie nią również nie należy do najprzyjemniejszych, ale w porównaniu z grzebieniami przynajmniej nie gubiłam jej we włosach. Myślałam o TT, jednak czytałam wiele opinii, że nie nadaje się ona do kręconych włosów. Nie uśmiechało mi się wydanie tylu pieniędzy na coś co nie będzie działać. Będąc raz w rossmannie spędziłam prawie godzinę porównując szczotki i dyskretnie czesząc nimi włosy :D 
Mój wybór padł na wielką szczotkę z mieszanymi kłujkami nylonowymi i naturalnym włosiem z dzika.


Jest to szczotka idealna! Delikatna, nie ciągnie, ale radzi sobie z każdym kołtunem- a jako że czesze się tylko mając mokre włosy to mam ich naprawdę dużo. Raz chciałam ją przetestować na suchych skołtunionych włosach i również poradziła sobie bez problemu. Na długo pozostanę wierna tej szczotce. 

Dostępna w każdym Rossmannie za 29,99 w promocji widziałam ją za 26,99.